Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 25.10.2012 A A A
Słodki film na listopad – Delikatność
ALEKSANDRA WÓJCIK
Materiał prasowy

Kiedy zaczynają opadać liście, a na świcie robi się coraz chłodniej, na kinowych afiszach pojawiają się ciepłe historie, a przynajmniej ich zapowiedzi. Niestety często kończy się tylko na obietnicach. Banalne fabuły, wyidealizowani bohaterowie i przesłodzony świat, nie uleczą nas bowiem z listopadowej tęsknoty. Jest jednak szansa, że tej jesieni poczujecie się choć trochę lepiej, zwłaszcza, jeśli wybierzecie się na „Delikatność” Davida i Stéphane Foenkinosów.


W Polsce francuska opowieść swoją premierę miała 19 października czyli prawie rok po światowym debiucie. Film jest ekranizacją bestsellerowej powieści  Davida Foenikosa, jednak autor nie trzyma się sztywno literackiego pierwowzoru. Kinowa wersja prowadzi nas w tym samym kierunku, jednak wybiera nieco inną ścieżkę.

 

Główna bohaterka - Nathalie już na początku filmu ma wszystko: miłość, urodę, karierę. Jej życie wydaje się idealne - po pierwszych piętnastu minutach mamy wrażenie, że za chwilę ukażą się napisy końcowe. Jedna chwila wystarcza, żeby młoda Francuzka utraciła sens życia – jej ukochany mąż ginie potrącony przez samochód. Przez kilka długich lat Nathalie żyje jak we śnie - chodzi do pracy, spotyka znajomych, czasami nawet coś je. Jednak towarzyszy jej niewypowiedziana rozpacz i pustka. Pewnego dnia do jej gabinetu wchodzi jeden z pracowników – nieatrakcyjny Szwed Marcus. Pod wpływem impulsu, bohaterka całuje współpracownika. Ten przypadkowy pocałunek sprawia, że pęka jej zewnętrzny pancerz. Dzieli ich wszystko, ale łączy coś niezwykłego, coś na co oboje czekali przez całe życie i właśnie o tym jest ten film.

 

W roli Nathalie reżyser obsadza znaną między innymi z „Amelii” Audrey Tatou. Aktorka nie jest już tą młodziutką dziewczyną z fryzurą na pazia. W tym filmie gra jest ona kobietą dojrzałą, której piękno wyraża się również w płytkich zmarszczkach.

 

Na początku byłam lekko rozczarowana filmowym Marcusem - François Damiensem. Wydawał mi się aż nazbyt karykaturalny, przerysowany. Jednak w miarę rozwoju akcji, przekonywałam się, że i tym razem reżyser nie pozwolił na przypadkowość. Duży, chwilami nieporadny, Damiens rażąco wręcz kontrastuje z drobną i eteryczną Tatou, ale przecież właśnie o to chodzi w  tym filmie, o relację ponad podziałami, wbrew obowiązującym konwenansom i stereotypom.

 

Firma, w której pracują bohaterowie, nie jest podobna do współczesnych korporacji. Duże biuro ma zapach starego drewna, z którego zrobiono boazerię; jest trochę duszne, jak windy z prostokątnym oknem, które rozwożą pracowników pomiędzy kondygnacjami. Automat z kawą to mekka plotkarzy, biurowych intrygantek. Ta przestrzeń wydaje mi się w pewien sposób ponadczasowa. Inna sprawa, że nie przypominam sobie, żeby jakieś zdarzenie wyraźnie konkretyzowało czas akcji. Co prawda bohaterowie posługują się telefonami komórkowymi, a szef porównuje Nathalie do Yoko Ono, jednak nie realia są tutaj najważniejsze.

 

W mojej interpretacji, osią tego filmu jest droga głównych bohaterów. Nathalie uczy się tego, jak silna może być kobieta. Bohaterka ani przez chwilę nie zapomina o mężu, jednak potrafi narzucić sobie pewien rygor, podnosić się każdego dnia. Kiedy spotyka Marcusa musi się otworzyć, ukazać wewnętrzną kruchość, bo tylko w ten sposób, pozwoli mu być dla siebie oparciem. To także historia drogi Marcusa człowieka, który „codziennie wygląda tak samo”, tego który nie wierzy, że „Paryż może pójść na spacer Lichtensteinem”. Zabrzmi to trywialnie, ale Marcus jest księciem zaklętym w żabę – dopiero Nathalie udaje się go odczarować, sprawić, że ten stanie się lepszą wersją samego siebie. Na przykładzie tego poczciwego rudzielca reżyser pokazuje, jak bardzo mylne bywają ludzkie oceny.

 

W końcowej scenie, zarówno w książce, jak i w filmie, bohaterowie bawią się w chowanego, Marcus postanawia się ukryć w sercu Nathalie. Nagle życie wydaje się bardzo proste, po latach czekania, po prostu się w kimś schować. Jeśli tej jesieni ciągle jesteście na etapie czekania, to koniecznie znajdźcie kino, które gra Delikatność, albo poszukajcie książki o tym samym tytule. Najlepsze w tej ciepłej, delikatnej historii jest to, każdego dnia może się ona przydarzyć właśnie nam, nawet jeśli nie zacznie się od pocałunku.

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
Wiatr: Zasypie wszystko, zawieje... /recenzja/
59. edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego otworzyła premiera ...
Wojna polsko- ruska: Nie ma róży bez ognia /recenzja spektaklu/
Bez Silnego? Bez osiedla? Bez… facetów? Spektakl Pawła Świątka ...
Bohemian Rhapsody: Królowa była tylko jedna /recenzja filmu/
Bizancjum Jej Królewskiej Mości ocalone, ale chyba zbyt wielkim ...
Akademia Pana Kleksa w Teatrze Nowym w Krakowie: Witajcie w nowej bajce /recenzja spektaklu/
Pan Kleks znowu wystrzelił w kosmos, nabrał kolorów i ogłasza ...