Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 13.08.2012 A A A
Czas żyć, czas zabijać
TOMEK ŁUKASZEWSKI

Conan, Rambo i cała plejada herosów mogą mu pozazdrościć siły i charakteru. Bezwzględny zabójca i najemnik Bakly powraca w nowej serii opowiadań Miroslava Žambocha „Czas żyć, czas zabijać”. Książka ukaże się nakładem Fabryki Słów już 17 sierpnia.


Ci, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać Barkly`a powinni wiedzieć, że będą mieli do czynienia z bohaterem nietuzinkowym, prawdziwym mięśniakiem, zabójcą czarodziejów i poszukiwaczem przygód, a przede wszystkim człowiekiem (choć czasem trudno będzie w to uwierzyć), który śmierci bez strachu śmieje się prosto w twarz.

 

„Zabijanie cesarskich żołnierzy, morderców lub wyspecjalizowanych zabójców jest proste i stało się nudne. Zabijanie czarodziejów sprawiało mi czystą radość” – zwykł twierdzić Bakly.

 

Podobno bohaterowie to zwykli ludzie w niezwykłych okolicznościach. To stwierdzenie raczej nie pasuje do bohatera opowiadań Žambochy. Bakly na pewno zwyczajny nie jest, a do tego bez oporów sam sobie wybiera okoliczności własnych przygód i są to raczej okoliczności nietypowe i samobójcze (jak chociażby przejście przez pustynię, której nikt jeszcze przebyć nie zdołał). Jako najemnik przyjmuje jedynie interesujące zadania (choć czasem kiedy w sakiewce robi się pusto, a zdarza się to z dużą regularnością, jest gotów nagiąć swoje zasady), a te które pozostawiają dużo do życzenia (jak chociażby ochrona dziwek w jednym z cesarskich miast) są przynajmniej sowicie wynagradzane. Jedno jest pewne, Barkly chociaż nie kieruje się jakimiś sztywnymi zasadami (zabije każdego, czasem dla czystej przyjemności), jest człowiekiem honoru i zawsze dotrzymuje słowa, często ze zgubą dla tego, komu to słowo było dane.

 

„Czas żyć, czas zabijać” zawiera pięć opowiadań, pięć niesamowitych przygód napisanych obrazowo i z rozmachem. Szczególnie cieszą precyzyjne opisy walk, których, jak przystało na prawdziwego awanturnika jakim bez wątpienia jest Barkly, nie brakuje. Dlatego każdy miłośnik prozy fantasy z pogranicza magii i miecza na pewno opowieści o przygodach tego twardego i nieustępliwego zabójcy przeczyta jednym tchem, po czym rozczarowany że to już koniec, z niedosytem poprosi o więcej.

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
Wiatr: Zasypie wszystko, zawieje... /recenzja/
59. edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego otworzyła premiera ...
Wojna polsko- ruska: Nie ma róży bez ognia /recenzja spektaklu/
Bez Silnego? Bez osiedla? Bez… facetów? Spektakl Pawła Świątka ...
Bohemian Rhapsody: Królowa była tylko jedna /recenzja filmu/
Bizancjum Jej Królewskiej Mości ocalone, ale chyba zbyt wielkim ...
Akademia Pana Kleksa w Teatrze Nowym w Krakowie: Witajcie w nowej bajce /recenzja spektaklu/
Pan Kleks znowu wystrzelił w kosmos, nabrał kolorów i ogłasza ...